Relacja Piotra Jankowskiego (Tolerado – Gdańsk).
Wrześniowy wieczór. Wzbijamy się w powietrze, zataczając krąg nad Gdańskiem – jednym z najbardziej progresywnych jeśli chodzi o politykę samorządową miast w Polsce – i zaczynamy gonić zachód słońca. Tak zaczyna się wizyta studyjna przedstawicielstwa Koalicji Miast Maszerujących na Islandii.
Lecimy z misją o przekornej nazwie „Bociany i maskonury”, tak się bowiem złożyło, że obie nasze nacje mają swoje migrujące zimą ptaki, które są nieomal symbolem każdego z krajów. Lądując w Porcie Lotniczym Keflavik ciężko nie zauważyć misternej, 24-metrowej rzeźby… tęczy. Oprócz wielkiej rzeźby, na wejściu (a właściwie wyjściu) z terminalu wita nas wymalowany w tęczowe barwy chodnik. Okazuje się, że tęcza będzie nam towarzyszyć niemal na każdym kroku tej wizyty.
Wiking wpatrzony w tęczę
Zaczynamy w Reykjaviku, nieco ponad 130-tysięcznej stolicy Islandii. Ciężko nie wpaść na jedną z głównych ulic zabytkowej i rekreacyjnej części miasta, która nazywa się po prostu… Tęczową Ulicą i, co jeszcze nas może zaskakiwać w tym momencie – cała jest wymalowana na tęczowo. Jest to oczywiście niewątpliwy manifest poparcia dla różnorodności, jednak ciężko nie dostrzec, że jest przede wszystkim atrakcją dla turystów i symbolem w pozytywny sposób jednoczącym – zarówno mieszkańców jak i odwiedzających. Co może z naszej perspektywy wydawać się niemal abstrakcyjne, Tęczowa Ulica wiedzie wprost do Kościoła Hallgrímura – jednej z najważniejszych świątyń Kościoła Islandii. Przed katedrą możemy zobaczyć posąg dumnie wpatrującego się w kierunku Tęczowej Ulicy wikinga Leifa Erikssona – według podań pierwszego europejczyka, który wylądował w Ameryce Północnej (wówczas: Winlandii).
W centrum miasta znajdziemy również nieco niepozorny budynek, w którym rozpocznie się oficjalnie nasza wizyta – siedziba islandzkiego Stowarzyszenia Samtökin 78 – największej organizacji queerowej w Islandii, działającej od 1978 roku (stąd nazwa). W kameralnej siedzibie spotykamy się najpierw na rozmowach z Reykjavik Pride. Dyskutujemy o doświadczeniach islandzkich Pride’ów, o marszach w stolicy i na prowincji, o tym, że najmniejszy marsz przechodzi w osadzie liczącej stu mieszkańców. Z naszej strony przedstawiamy to, z czym przyjechaliśmy, czyli opowieść o Koalicji Miast Maszerujących. Chcemy się lepiej poznać, chcemy też, żeby islandzkie organizacje były w przyszłości partnerami projektowymi (i nie tylko) dla stowarzyszeń i fundacji zrzeszonych w Koalicji. Prezentację, którą docelowo mają otrzymać wszystkie islandzkie organizacje uzupełnia obszerna część przygotowana przez osoby przedstawicielskie niektórych organizacji naszej sieci.
Chyba robimy wrażenie na naszych rozmówcach, bo umawiamy się na kolejne spotkanie, a także dostajemy kilka podpowiedzi co do punktów naszej wizyty.
Następnie spotykamy się z przedstawicielką Samtökin 78. Rozmowy zostają zdominowane, i tu zaskoczenie, przez sytuację w samej Islandii, tj. serię homofobicznych wypowiedzi i ataków na działalność edukacyjną naszych gospodarzy. Wysłuchujemy relacji o formach ataków, używanych określeniach i porównaniach. Gości na naszych twarzach gorzki wyraz zrozumienia. Znamy bardzo dobrze te slogany. W Polsce walczymy z nimi od 2019 – złowieszczo dominują na pogromobusach, banerach i w wypowiedziach niektórych polityków. Ciężko nie odnieść wrażenia, że są żywcem skopiowane z jednego i tego samego źródła, z którego czerpią fundamentaliści z całej Europy – Agendy Europa. Z troską ostrzegamy naszą rozmówczynię i zachęcamy do zgłębienia tematu.
Oczywiście rozmawiamy o sytuacji queerów w Polsce, ale też o islandzkich drogach do równości. Kraj tak egalitarny i szanujący różnorodność swoich obywateli zdaje nam się nieomal nierzeczywisty.
Pytacie czy wiało? Wiało.
Wyspa Lody i Ognia. I Tęczy.
Kolejnego dnia ruszamy w trasę. Czeka nas podróż dookoła całej Islandii, w poszukiwaniu queerowej Polonii i poznania działalności innych grup. Jedziemy drogą krajową numer 1, tzw. “Ring Roadem”, który przez ponad 1500 kilometrów okala całą wyspę. Co dla nas niezwykle ważne, podróż Ring Roadem pozwala na poznanie dziedzictwa narodowego i kulturowego Islandii praktycznie bez żadnych zjazdów – wszystko co w tej różnorodnej wyspie najpiękniejsze, można zobaczyć tuż za oknem samochodu.
Po drodze, w Selfoss – siedmio tysięcznym miasteczku trafiamy na stację benzynową, nad którą powiewają tęczowe flagi. Jeszcze nas ten widok zaskakuje. Kolejnego dnia – już nie.
Pierwszy cel naszej podróży – miast Hofn – jest po drugiej stronie wyspy. Nie obejdzie się zatem bez przystanku w rejonie Viku. Przed Vikiem mijamy słynny lodowiec i wulkan Eyjafjallajökull, którego erupcja w kwietniu 2010 przysporzyła problemów z lotami w całej Europie, a w Polsce – była zarzewiem nieomal skandalu dyplomatycznego. W rejonie Viku zatrzymujemy się też na chwilę na słynnej czarnej plaży Reynisfjara, która oprócz czarnego piasku, niesamowitych formacji skalnych, w tym skalnych pylonów, będących wedle legendy zamienionymi przez słońce w kamień trollami, jest też jednym z najniebezpieczniejszych miejsc w Islandii – fale Północnego Atlantyku potrafią być tu tak silne, że grożą wciągnięciem nieostrożnych spacerowiczów w głąb morza.
Po drodze do Hofn towarzyszy nam największy lodowiec Islandii – Vatnajökull. Kiedy wreszcie docieramy do celu, udaje nam się spotykać się z Polonią i… turystami z Ameryki, których w Islandii jest mnóstwo. Decydujemy się nie rejestrować ani tego, ani kolejnych spotkań. Naszym celem jest poznanie Polonii i historii, opowiedzenie o Koalicji, a nie tworzenie reklamówek, które z resztą nie zawsze byłby dla naszych rozmówców komfortowe. W Hofn nocujemy w przygotowanych na ten cel przestrzeniach starych magazynów portowych. Tęczowe schody w ściśle przemysłowej części portu nawet już nas nie dziwią…
Następny cel leży na dalekiej północy: miasto Husavik, położone tuż pod Kołem Podbiegunowym. Udaje nam się pokonać całą odległość w jeden dzień i nawet po drodze spotkać się z kolejnymi queerowymi Polakami. Husavik, ze swoim mikroklimatem, wydaje się nie leżeć nad Oceanem Arktycznym, wszak otaczają nas drzewa pełne owoców jarzębiny! Co najciekawsze, w rozmowach z Polonią dowiadujemy się o tym, że to dwutysięczne miasto celebruje Pride z niemałą pompą, a niektóre łodzie mają… tak, dobrze zgadujecie, tęczowe flagi.
Opuszczamy Husavik i kierujemy się do Akureyri, gdzie niestety czeka nas niepowodzenie – rozjeżdżają się terminy i nie udaje się spotkać z tamtejszą, prężnie działającą grupą queerową. Nocujemy po drodze, aby ostatniego dnia na Ring Roadzie zobaczyć jeszcze najważniejsze miejsca dla dziedzictwa historycznego i naturalnego Islandii: Park Narodowy Þingvellir – miejsce święte dla Islandczyków, gdzie od X wieku zbierały się pierwsze Athingi – parlamenty. Oczywiście nie odmawiamy sobie możliwości zobaczenia pobliskiego pola gejzerów, w tym jedynego czynnego gejzeru – Strokkur. Kawałek dalej czeka natomiast największy wodospad Islandii – Gulfoss.
Docieramy ponownie do Reykjaviku.
Telewizja Publiczna o Koalicji
Umawiamy się na spotkanie z dziennikarką polskiego pochodzenia – Margrét Adamsdóttir, która w islandzkiej telewizji publicznej RÚV odpowiada za tematy polskie. Margrét nie kryje się przed nami ze swoją historią – kilka lat temu doświadczyła dyskryminacji i mobbingu pracując w polskiej ambasadzie w Islandii. Zaczynem do mobbingu było uczestnictwo Margrét w tutejszym Marszu Równosci ang. Pride. O sprawie było bardzo głośno zarówno w polskich jak i islandzkich mediach.
Nagrywamy wspólnie półgodzinny podcast, w którym opowiadamy o naszej wizycie i doświadczeniach zebranych w podróży, o działalności Koalicji i wyborczych nadziejach i obawach. Łapiemy świetny kontakt. Mamy też nadzieję, że podcast poniesie się pośród Polonii w całej Islandii.
Podcastu można posłuchać tutaj:
Udzielamy też wywiadu, który kilka dni później trafia do głównego wydania wiadomości:
Na sam koniec pobytu w Reykjaviku, wpadamy na jeszcze jedno, nieplanowane wcześniej spotkanie z przedstawicielkami queerowej Polonii.
Wiemy, że pozostałe wlepy i opaski Koalicji trafiają w dobre ręce.
My tymczasem kierujemy się do Keflaviku, do Portu Lotniczego im. Leifa Erikssona, wikinga wpatrzonego w tęczę, przed którym wznosi się monumentalna tęczowa rzeźba..
Zabieramy wspomnienia i doświadczenia z miejsca, które wydaje się być nie z tej planety – zarówno jeśli chodzi o procesy geologiczne, jak i społeczne.