Najmniejszy marsz w tym sezonie!

Sztum to najmniejsza miejscowość w Polsce, w której w 2023 odbył się marsz równości. Mała społeczność, utarte schematy – trudno tu o oryginalność, inność, czasem akceptację. Jednak i w takich małych społecznościach są osoby, które chcą działać na rzecz różnorodności i tego, by każdy mógł się w nich czuć sobą. Wśród nich jest Katarzyna Drelich, liderka nieformalnej grupy Tęczowa Sztum, z którą rozmawia Maciej Januchowski.

Maciej: Hasłem pierwszego Sztumskiego Marszu Różnorodności jest „Wysyłajmy Miłość”. Takie proste przesłanie, z którym każdy powinien się zgodzić. Komu tę miłość chcecie wysyłać?

Kasia: To hasło zaczerpnięte z piosenki Nali Spark „Piękni”. Autorka tej piosenki zgodziła się na użycie go. Sama piosenka jest takim hymnem naszego marszu. W teledysku wystąpiłam ja, ale też koleżanka ze Sztumu, więc dodatkowo jakby taki sztumski akcent: „wysyłajmy miłość”. Ogólnie chodzi o stworzenie takiej energii, miłości, dobra. Wszystkich uczestników marszu namawiałam do tego, żeby przez chwilę, przez czas trwania tego wydarzenia, skoncentrować się na dobru, na miłości, na wysyłaniu pozytywnej energii. Żebyśmy przywołali do swojego serca dużo ciepła, dużo  dobra i żebyśmy połączyli tę naszą energię i wysłali taki strumień miłości w świat. Mamy taki filmik, na którym jesteśmy my organizatorzy i organizatorki. I ja tam mówię o tym, że to będzie energia, która będzie do wyczucia z kosmosu jak Mur Chiński.

Maciej: Rozumiem, że tą energią zostaną „rażeni” też mieszkańcy Sztumu?

Kasia: Taką mocną energię miłości wysyłamy w świat, a mieszkańcy naszego miasta są jego częścią. Ale chcemy żeby ona dotarła też do innych małych miejscowości. Żebyśmy z tego wspólnego bycia razem zaczerpnęli taką siłę, jakbyśmy wszyscy chcieli sobie samym, ale też sobie nawzajem, podładować baterie, bo czeka nas w Polsce burzliwy, jesienny okres. A mam wrażenie, że naładowani miłością lepiej go zniesiemy.

Maciej: Z jakimi postulatami wychodziliście na ulice Sztumu?

Kasia: Nie myślałam o tym prawdę mówiąc, ale dostałam to pytanie, więc się  z nim zmierzę. Postulatem ochrony, akceptacji, szacunku różnych grup mniejszościowych. Dlatego my mamy w nazwie różnorodności, chociaż oczywiście równość jest dla nas jednakowo ważna i bardzo ważna, ale podkreślamy to słowo różnorodność. Żeby pokazać, że my jesteśmy tak naprawdę wszyscy bardzo różni od siebie i każdy niezależnie od tego, jaki jest, ma prawo do bycia. Do bycia i do życia w tym kraju, tak jak chce, tak jak sobie wymarzy, może kochać, kogo chce, trzymać za rękę, kogo chce. I mówimy tutaj nie tylko o społeczności LGBTQ+, ale też o samotnie wychowujących rodzicach, o osobach wykluczonych z różnych względów, niepełnosprawnych, tych, którzy być może w społeczeństwie są w mniejszości. Chcemy by zostało dostrzeżone, że w różnorodności jest siła, że różnorodność nas inspiruje, że to, że każdy z nas umie coś innego, to jest bogactwo. 

Maciej: Sztum ma około dziesięciu tysięcy mieszkańców. Jest miastem różnorodnym? Mieszkańcy na co dzień widzą tę różnorodność?

Kasia: W małych miejscowościach jest trudniej o tę różnorodność. Choć ona jest. Trudno być innym, unikatowym, w jakiś sposób odstającym od ogółu.  Trudno się żyje takim osobom, które nie są przystosowane do jakichś norm i wymogów związanych jednak z mocno ugruntowanym systemem patriarchalnym. Bardzo mocnymi autorytetami i władzą Kościoła. I być może te osoby nie mają tyle odwagi, żeby żyć po swojemu. Wydaje mi się, że w miejscowościach jest tej różnorodności i tych kolorów tęczy trochę mniej niż w dużych miastach, że to jest takie trochę wyciszone z powodu lęku przed wytykaniem, co sąsiedzi powiedzą. Raczej jest to pochowane po kątach.

Maciej: Czyli wy jesteście takimi górnikami, którzy wydobywają tą różnorodność na światło dzienne w Sztumie?

Kasia: Chcemy być. Mam nadzieję, że wyjdą też na ulicę osoby, które boją się na co dzień ubrać tak, jakby chciały, uczesać, umalować, pokazać tatuaż, kolczyki. Chcemy, żeby osoby wiedziały, że w tym marszu i z tymi ludźmi mogą być absolutnie takimi, jakimi chcą być.

 

 

Fot. Mikołaj Janeczek

Maciej: Myślę, że drag queen mogłaby być ciekawą osobistością w Sztumie.

Kasia: Tu jeszcze nigdy żadna drag queen nie szła ulicami miasta. A my na swoim marszu mamy aż cztery! To może być ciekawe zarówno dla nas, organizatorów, jak i dla mieszkańców. Nawet tak myślę sobie, co by było, gdyby jakaś kamera zwracała uwagę tylko na reakcje ludzi na te piękne kolorowe ptaki, którymi są drag queen, te przebrane, barwne postacie.

Maciej: Czy w waszych wyobrażeniach, kiedy zaczynaliście jako grupa Tęczowa Sztum, to ten marsz był taki, jaki ostatecznie był?

Kasia: Nie wiem, czy kiedykolwiek rozmawialiśmy o tym, jakie inni mają wyobrażenie, więc mogę powiedzieć tylko za siebie. To przerosło moje wyobrażenie i oczekiwania. Przerosła je pomoc i wsparcie, które napłynęło z zewnątrz, nie z samego Sztumu, ale z miast i od ludzi, którzy wiedzą, że w polskim małym miasteczko, w tej „Polsce B”, w tym powiatowym małym miasteczku potrzebne jest takie trochę poszerzenie horyzontów. Pokazanie tej różnorodności. Pokazanie też zainteresowania zorganizowaniem w ogóle jakiegoś wydarzenia w tak małym mieście. My mamy bardzo fajne wydarzenie, którym jest zjazd garbusów. Też jest fajnie i też przyjeżdżają różni ludzie i pojazdy. Ale marsz równości jest chyba czymś jeszcze innym.

Maciej: W takim razie, jeżeli już zahaczyliśmy o temat pomocy, to po jaką pomoc sięgaliście, skąd ona przychodziła?

Kasia: Tutaj muszę wymienić przede wszystkim Stowarzyszenie Tolerado z Gdańska i Piotra Jankowskiego. Ja osobiście nie wyobrażam sobie, żebym mogła bez Piotra to zrobić. Ogromne wsparcie, duży spokój, zainteresowanie i taka życzliwość. Ja jestem aktywistką Strajku Kobiet. Finansowanie marszu mamy głównie z budżetu ogólnopolskiego organizacji. Wszystkim moim siostrom, wszystkim dziewczynom, wszystkim aktywistom strajkowym, bardzo, bardzo dziękuję, bo i od nich mieliśmy ogromne wsparcie i ogromne siostrzeństwo. Ogromne wsparcie otrzymaliśmy od jednego kolegi z Warszawy, który wziął na siebie finansowo i organizacyjnie drukowanie wszystkich gadżetów, plakatów, wlepek. Jestem tym bardzo wzruszona.  Powinnam podziękować też dziewczynom ze Słupska. One w tym roku też pierwszy raz robiły marsz i to też dzięki nim tak sprawnie poszło. Między innymi pomogły mi w sprawach ubezpieczenia marszu, bo przetarły już szlaki, wiedziały, kogo spytać. Moi koledzy z Kwidzyna, którzy ogarniali transport i balony z helem. Oczywiście mogłam liczyć na mój zespół Martę, Michalinę i Dominika, na ich wsparcie i pomoc. Pomoc popłynęła też od Trójmiejskiej Akcji Kobiecej i Lidki Makowskiej. Im dziękuję za nieustającą obecność w całym tym procesie. Krystianowi Kosińskiemu z Amnesty International przy ogarnięciu wolontariuszy. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam. Wszystkim serdecznie dziękuję za wsparcie w każdej formie.

Maciej: Można śmiało powiedzieć, że w waszym przypadku bardzo dużo lokalnych organizacji wyciągnęło do was pomocną dłoń…

Kasia: Dużo lokalnych spoza Sztumu.

Maciej: Podglądałaś inne marsze, zanim zdecydowałaś się na organizację takiego wydarzenia w Sztumie?

Kasia: Ja przede wszystkim jak byłam teraz w Gdańsku na ostatnim marszu w maju to szłam w ogóle inaczej niż do tej pory, bo szłam już jako organizatorka sztumskiego marszu.  Patrzyłam na kwestie bezpieczeństwa, na policję, jaki samochód, jak wolontariusze pracują. W ogóle zupełnie inaczej już uczestniczyłam w tym wydarzeniu. Biegałam od tyłu do przodu. To było typowe podglądanie i robienie notatek, na co zwrócić uwagę. Tak byłam jeszcze na paru marszach. Byłam m.in. 2 lata temu w Białymstoku, no i w Gdańsku. Ale muszę przyznać, że też korzystałam z transmisji online.  Patrzyłam sobie czy ulice są zamykane, czy całe, czy tylko do połowy, jak policja chodzi, ilu jest funkcjonariuszy, jakie pojazdy, jak udekorowane. Już od jakiegoś czasu sobie to podglądałam i myślałam, jak to zrobić u nas w Sztumie.

Fot. grupa My, Rodzice

Maciej: Przeglądając Internet, zauważyłem, że na stronie powiatu sztumskiego pojawiła się informacja o Sztumskim Marszu Różnorodności. Trzeba przyznać, że nie każdy organizator marszu, nie każda grupa może liczyć na wsparcie władz samorządowych, a w waszym przypadku jak to jest? Lokalne władze są wam przychylne?

Kasia: Tak. Bardzo jestem wdzięczna Starostwu Powiatowemu w Sztumie i panu Leszkowi Sarnowskiemu, który jest starostą, za to, że ma odwagę, żeby powiesić plakaty zapraszające na marsz przed wejściem do starostwa, żeby udostępnić wiadomość o marszu na stronie internetowej i żeby też przyjść na marsz. Uważam, że trzeba mieć ogromną odwagę w małych społecznościach żeby to wszystko zrobić, bo jest to temat kontrowersyjny i zwłaszcza tuż przed wyborami są tacy, którzy tego unikają. Po cichu wspierają, gdzieś jakiś list napiszą, popierają społeczność LGBTQ+, ale nic więcej nie zrobią, na marszu się nie pokażą. Nie mogłam liczyć na burmistrza i Urząd Miasta i Gminy w Sztumie, ale to już każdy dla siebie niech oceni. Jedni mają siłę i mają odwagę, żeby się sprzeciwić takiej narracji, która idzie z góry, że to są przeciwnicy, że to nie są prawdziwi Polacy, że to jest ideologia. Ja muszę też tutaj powiedzieć, że w 2020 roku w lutym Rada Powiatu Sztumskiego przyjęła tę kartę rodziny…

Maciej: Ten dokument przygotowany przez Ordo Iuris i rozprzestrzeniany wśród samorządów? Samorządowa Karta Praw Rodzin – tak to się nazywało.

Kasia: Tak, dokładnie o to chodzi. Powiat sztumski jako jedyny na Pomorzu, na północy Polski tą kartę przyjął. Wtedy starościną była przedstawicielka Prawa i Sprawiedliwości, rządzącej partii. To się zmieniło we wrześniu tego samego roku. Tamtą kobietę odwołali, a jej miejsce zajął starosta Leszek Sarnowski. Wtedy tą kartę odwołali. Więc, mimo że jakby ta karta nie była jakąś ustawą, która miała mieć realny wpływ na politykę, tylko bardziej takim dokumentem światopoglądowym, ale że ktoś pomyślał, że trzeba ją odwołać, to było super, bo mogła po prostu zostać. Jednak poszło w świat i w Polskę, że w Sztumie taką kartę przyjęto i trochę ten marsz też jest, żeby odczarować ten obraz, żeby absolutnie przekonać, że tutaj są osoby, które się z tym nie zgadzały już wtedy, które już wtedy uważały to za haniebne i które chcą tym marszem pokazać, że tutaj jest społeczność przyjazna każdemu, niezależnie od poglądów.

Ambasady Królestwa Danii i Wielkiej Brytanii przyjechały wesprzeć pierwszy marsz w Sztumie!

Maciej:  Trochę już o tym powiedziałaś przed chwilą, ale teraz przyszło mi na myśl pytanie odnośnie do tego, czy ktoś chociażby ze znajomych zadzwonił do ciebie albo napisał sms-a czy wiadomość na messengerze i się zadeklarował, że jest z wami, ale nie może tego publicznie okazać, bo na przykład boi się tego, że będzie miał jakieś problemy.

Kasia: Nie mogę powiedzieć kto, ale są takie osoby, które sprawują na przykład jakieś funkcje urzędowe.

Maciej: I to ma dla ciebie duże znaczenie, że dzwonią i wysyłają wiadomości, ale niekoniecznie się pojawiają?

Kasia: Tak, wielkie. Jest mi przykro, że tak musi być. Nie ma mojej zgody na to, żeby trzeba było się z tym ukrywać, że czuję się jakąś nieprzyjemną atmosferę. No ale rozumiem też ich i nie ma żadnego nacisku z mojej strony ani złych emocji. 

Akceptuję ich wybór.

Maciej: Z danych Koalicji Miast Maszerujących po Równość Osób LGBTQiA+ wynika, że jesteście najmniejszą miejscowością, w której odbywa się marsz równości, a w waszym przypadku marsz różnorodności. Mieliście jakieś obawy związane z organizacją wydarzenia? Wiedzieliście, że jednak ktoś przyjdzie na ten marsz?

Kasia: Nie, ja nie miałam obaw. Wiedziałam, że mam przede wszystkim silne plecy w postaci moich koleżanek ze Strajku Kobiet. To jest dla mnie pierwsze takie duże wydarzenie, które organizuje. Wiedziałam, że nie jestem sama w tym, wiedziałam, że moje dziewczyny organizowały marsz w Bielsku-Białej. Wiedziałam, że jeżeli zdecydujemy się ten marsz robić, to nie będzie tak, że nikt nie pomoże. Jak decyzja już zapadła, to już wtedy było tylko działanie i odhaczanie zrobionych rzeczy.

Organizatorka I Marszu Równości w Sztumie: Kasia Drelich (po lewej)

Maciej: Tytuł tego najmniejszego marszu jest obciążający czy motywujący? Czy nie ma znaczenia?

Kasia: Daje nadzieję. No bo jeżeli w małych miejscowościach coś się ruszy, jeżeli ten utrwalony system przeminie, jeżeli damy odwagę ludziom mówić, że się nie zgadzają na pewne rzeczy albo właśnie się zgadzają i popierają pewne rzeczy, to może nam pomóc w ogóle jako narodowi. Jako krajowi zmieniać się. Wiem, że my jesteśmy bardzo różnorodni i że prawdziwa Polka, prawdziwy Polak nie żyje według stereotypowego obrazu, który jest nam narzucany, że to nie jest rodzina, matka, ojciec i dzieci, że to nie jest np. pan w garniturze i pani w garsonce, która idzie w niedzielę do kościoła. I nic nie mam przeciwko takim osobom i świetnie by było, gdyby w takich marszach różnorodności szły osoby wyznania katolickiego czy księża. W Gdańsku w marszu szedł może nie katolicki ksiądz, ale jakiś ksiądz. Chodzi o to żeby ten podział, który nastąpił i do tej pory tak mocno się utrwalił i tak nas mocno podzielił, żeby to się skończyło, żebyśmy się otworzyli jeden na drugiego i żeby ten podział znikł. Ten podział, który obecna władza zbudowała – i to jest największy mój zarzut. Widzę w rodzinie, jakie to jest smutne, jakie to jest bolesne wręcz. Chciałabym, żeby to się skończyło.

Chcesz przyjechać na kolejny marsz? ŚledźTęczowa Sztum !

Partner

Projekt realizowany z dotacji programu
Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy, finansowanego z Funduszy EOG.

Partner honorowy

Telefony zaufania

gdpr-image
Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Korzystając z tej witryny, wyrażasz zgodę na naszą Politykę ochrony danych.
Czytaj więcej